To miało miejsce dawno temu – w roku 2005, o ile mnie pamięć nie myli. Założony przeze mnie serwis internetowy, obecnie funkcjonujący pod nazwą PC Centre, miał wkroczyć na nowe tory, a dowodem następującej z wolna profesjonalizacji miało być wykupienie domeny .pl. Jednak wówczas sprawa nie była tak prosta jak dziś, a i realia rynkowe były zupełnie inne.
Atrakcyjnych adresów, nieodkrytych jeszcze przez nikogo, było całkiem sporo. Ja znalazłem idealny – pcc.pl. Ta trzyliterowa, łatwa do zapamiętania domena, miała bardzo istotny wpływ na późniejszą nazwę serwisu. (Nie pytajcie, dlaczego wespół z pozostałymi redaktorami wybraliśmy „PC Centre” zamiast „PC Center” – nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.)
Ponieważ pochodzę ze stosunkowo niezamożnej rodziny, nie mogłem liczyć na wsparcie inwestycyjne ze strony rodziców – uważali, że to zabawa, a na rozrywkę nie było pieniędzy. Sam z resztą w ogóle nie myślałem o tym przedsięwzięciu w kategoriach biznesowych. Prac nad serwisem nie określiłbym co prawda jako zabawę, bardziej jako hobby – niemniej nie udało mi się przekonać rodziców do wyłożenia bądź pożyczenia 122 złotych.
Postanowiłem poszukać wsparcia wśród firm. Wziąłem „Info-Giełdę” – znany na Śląsku periodyk wydawany przez katowicką giełdę komputerową, w którym ukazywały się oferty i reklamy firm komputerowych z regionu. I wysłałem maila z zapytaniem do kilkudziesięciu przedsiębiorstw. (Tak, były takie czasy, kiedy internet nie był największą i najlepszą bazą danych – całkiem niedawno :)).
Ku mojemu zdumieniu szybko znalazłem chętnego inwestora. Nie byłem wówczas pełnoletni, więc nasze ustalenia nie zostały przeobrażone w pisemną umowę – w ogóle nie przeszło mi to przez głowę, że ktoś, kto jest tak dobrotliwy i chce zainwestować w mój serwis 122 złote, może wywinąć mi jakiś numer.
A ustalenia były takie: w zamian za zakupienie domeny mam przez rok reklamować firmę-inwestora. (Niby długo, ale oglądalność stanowiła wówczas mały ułamek tej, którą notujemy obecnie; poza tym rynek reklamy internetowej w Polsce dopiero raczkował.) ALE… by inwestor czuł się bezpiecznie, chciał zarejestrować domenę na siebie, a po roku miał mi ją odsprzedać za symboliczną złotówkę. Byłem głupi i zgodziłem się.
Minął rok, więc napisałem na GG do dyrektora marketingu, że chciałbym przepisać tę domenę – zgodnie z tym, co ustaliliśmy. I pojawił się problem. Niby zakupem domeny zainteresowała się jakaś fundacja.
Przez ten rok włożyliśmy w serwis wiele zapału – nowa, atrakcyjna domena była dla nas niczym silny wiatr w żagle. I to wszystko stanęło pod wielkim znakiem zapytania.
Po kilku dniach zaproponowano mi odkupienie domeny za kwotę, jaką niby zaoferowała „fundacja” (daję to słowo w cudzysłów, bo patrząc z perspektywy szczerze wątpię w jej istnienie). Miałem wówczas dopiero 18 lat. Kwota, jaką mi zaproponowano za odkupienie praw do domeny pcc.pl, to:
15 000 złotych
Próbowałem walczyć. Przedstawiałem zapisy rozmów, napisałem bezpośrednio do właściciela firmy, wreszcie opisałem całą sprawę na stronie. Efekt? „Inwestor” zmienił ustawienia DNS-ów i serwis znikł z sieci.
W jednej chwili rok pracy został zaprzepaszczony. Wielu redaktorów odeszło. A pozycję w wyszukiwarce Google, która już wówczas dostarczała nam większość odwiedzin, musieliśmy budować od początku. Nie poddaliśmy się jednak. Wraz z garstką wiernych redaktorów zacząłem od nowa – pod nowym, wykupionym na moje nazwisko, adresem pccentre.pl. A domeny pcc.pl nikt nie kupił.
Po pewnym czasie właściciel owej firmy ponownie skontaktował się ze mną, żeby „zakopać topór wojenny” i omówić nową płaszczyznę współpracy. Chodziło o uruchomienie w ramach PC Centre sklepu internetowego. Byłem bardzo sceptyczny, ale postanowiłem się spotkać i porozmawiać. Już na wstępie postawiłem dwa warunki – zwrot domeny oraz pokrycie wszelkich kosztów uruchomienia platformy e-commerce. Nie dogadaliśmy się jednak. (Oczywiście w grę wchodziły także profity z tytułu funkcjonowania sklepu, ale to nie stanowiło wówczas problemu – wiadomo, że zyski odroczone są w czasie.)
Ponownie chciano wystawić mnie do wiatru – okazało się później. Kilka miesięcy później firma została sprzedana innej osobie, a sklep funkcjonujący w ramach PC Centre miał (najprawdopodobniej) zwiększyć jej wartość.
A co z domeną pcc.pl? Od „inwestora” odkupiła ją niemiecka spółka PCC Rail, której polski oddział znajduje się 3 km od mojego domu :/ Wszystko zatem wróciło do Rybnika, jednak nie po mojej myśli. (Co niemal pewne, firma PCC Rail nie zna tej historii, zatem ciężko ją za cokolwiek winić.)
Morał: podpisujcie umowy. I w małych sprawach lepiej zbierajcie oszczędności do świnki, aniżeli szukajcie „inwestora”.
Zazwyczaj młode osoby decydują się na rozkręcenie jakiegoś projektu, a co się z tym wiąże, prócz chęci nie mają oni doświadczenia w biznesie. I tak się to kończy – lekcją życia, którą pamięta się przez całe życie. Zawsze znajdą się jacyś naciągacze, którzy chcą zarobić na czyjejś ciężkiej pracy, inwestując skromne środki finansowe. I zgadzam się, zawsze warto samemu finansować pierwszy etap projektu i podpisywać umowy. Zastanawiam się, ile osób miało podobną sytuację, choć wydaje mi się, że biznes wyzyskiwania „młodych i głupich” dalej kwitnie. Więc przestroga jest, a kto czyta ten nie błądzi.
Dziwi mnie trochę zachowanie „inwestora”. Opierając się na tym co napisała Pan Marek to „inwestor” powinien zaproponować inne warunki. Po tym jak nie zgodziliście się na zapłacenie tak dużej kwoty. Zamiast całkowicie rezygnować z próby zarobku.