Wiele osób pytało mnie o moje stanowisko w sprawie ACTA, jednak powstrzymywałem się od komentarzy co do samej treści porozumienia, ponieważ nie mam zwyczaju komentować czegoś, czego nie przeczytałem… Niestety, ogrom obowiązków sprawił, że na zapoznanie się z zapisami rzeczonej umowy potrzebowałem więcej czasu, a teraz zamieszczanie analizy ACTA mija się z celem. Zresztą w internecie znajdziecie całe gros ekspertyz, lepszych i gorszych, w tym oczywiście skrajnych. Dziś zapewne każdy ma własne stanowisko – wypracował je bądź skopiował od innych (przepraszam za wredność, ale naprawdę niedobrze mi się robiło, gdy słuchałem niektórych „znawców tematu”).
Nie, nie przedstawię analizy ACTA. Pójdę od razu o krok dalej – spróbuję zaproponować rozwiązanie impasu, jaki powstał. Bardzo się cieszę, że rząd popełnił błąd, w wyniku którego wybuchły liczne protesty. Bo wraz z nimi rozgorzała dyskusja, która – moim zdaniem – powinna sięgać daleko poza ramy wyznaczone przez ACTA. Sytuacja, z którą mamy do czynienia, to świetny pretekst, aby gruntowanie zastanowić się nad kwestią wolności słowa oraz swobody korzystania z internetu i dóbr kultury. Ale nie możemy zapomnieć o tych po drugiej stronie – prawa autorskie powinny być chronione w taki sposób, by twórcy czuli się bezpiecznie, ale/i by ich działalność przyczyniała się do rozwoju gospodarki, kultury i ogólnie społeczeństwa.
Ramy prawne stworzone przed kilkunastu/kilkudziesięciu laty (w przypadku Polski mam na myśli przede wszystkim ustawę o prawie autorskim z 4 lutego 1994 roku) nie przystają do współczesnych standardów. Dziś odchodzi się od licencji na produkt, na rzecz licencji na usługę (np. software as a service, usługi video/music od demand). Jednocześnie odchodzi się od przypisywania licencji do urządzenia/nośnika na rzecz licencji przypisanych do osoby. Te dwa trendy sprawiają, że wcześniejsze rozwiązania prawne nie przystają do obecnych realiów i będą miały kluczowe znaczenie dla pomysłów, które chcę przedstawić.
Bardzo istotne zmiany zaszły także na drugiej z płaszczyzn. Rozwój serwisów społecznościowych (przede wszystkim) i stopniowe przenoszenie się działalności niegdyś – ogólnie mówiąc – offline’owej w przestrzeń internetu sprawiły, że dziś niemal nikt z nas nie jest anonimowy. Wiele informacji na temat każdego z użytkowników internetu jest w posiadaniu chociażby firm serwujących reklamy. Regulacje w tej kwestii również są przestarzałe, a świadomość internautów – mimo wielu afer – wciąż znikoma.
Oba obszary są ze sobą bardzo powiązane i będą konstytuowały rozwój internetu w najbliższych latach. Znaczenie decyzji, jakie zostaną podjęte przez rządy i korporacje w celu regulacji kwestii praw autorskich oraz prywatności, mogą mieć większy wpływ na rozwój globalnej sieci niż fakt powstania wszystkich serwisów społecznościowych razem wziętych.
Poniżej zaproponowałem rozwiązania zarówno prawne, organizacyjne oraz te, które mają przyczyniać się do stopniowego zmienia mentalności ludzi. Przedstawiam je jako twórca, aktywny internauta oraz osoba mająca do czynienia z polityką (ot choćby jako prowadzący szkolenia, dzięki którym miałem okazję rozmawiać z urzędnikami ;)). Moje postulaty i pomysły w największym skrócie…
Prawa autorskie w zakresie ogólnym,
w tym obejmującym odbiorców prywatnych
- Licencja powinna być niezależna od urządzenia i nośnika – dla przykładu osoba, która raz zakupiła utwór muzyczny, powinna mieć prawo odtwarzania go na dowolnym urządzeniu i przechowywaniu na dowolnym, używanym przez nią nośniku.
- Do prawa należy wprowadzić pojęcie dozwolonego użytku, w ramach którego każdy bez ograniczeń i obaw w celach prywatnych może korzystać z zasobów serwisów, takich jak YouTube czy Vimeo, nawet jeśli znajdujące się tam treści zostały udostępnione z naruszeniem praw autorskich. Dodatkowo dozwolone powinno być pobieranie i odtwarzanie utworów (w sensie prawa autorskiego), pod warunkiem, że są one wykorzystywane w celach prywatnych i nie są udostępniane innym. W tym celu np. 5% opłat uiszczanych za dostęp do internetu przeznaczanych byłoby na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi.
- Ponadto, by stopniowo zmniejszać skalę piractwa, dla prywatnych odbiorców internetu dodatkowo płatny mógłby być transfer plików wychodzących. Dla przykładu usługodawca pobierałby niewielką dodatkową opłatę za każdy gigabajt wysłanych danych powyżej 20, z której to zapłaty np. 50% przekazywane byłoby dla organizacji zrzeszającej twórców. Żadne z tych rozwiązań nie wymagałoby inwigilowania użytkowników czy przechowywania historii pobieranych/wysyłanych danych. Jednocześnie ograniczyłoby to liczbę potencjalnych nadużyć, związanych np. z wykorzystaniem serwerów proxy bądź protokołów z założenia nie przeznaczonych do udostępniania plików (np. SMTP – protokół wykorzystywany do wysyłania poczty elektronicznej).
- Każdy artysta mógłby zapisać się do jednej, dowolnej organizacji zarządzającej prawami autorskimi na danym terytorium (musiałoby istnieć ich kilka w ramach ściśle określonego terytorium, by wprowadzić niezbędną konkurencję). Z tytułu partycypacji w tej organizacji twórca otrzymywałby profity, przy czym na tym etapie wolałbym nie sugerować żadnych mechanizmów, w oparciu o które następowałby podział (ale: patrz punkt 6). Dodatkowo można by rozważyć wprowadzenie podobnej instytucji zrzeszającej serwisy informacyjne (bądź szerzej – media).
- Rządy, korporacje oraz organizacje zrzeszające twórców powinny podejmować działania zmierzające do edukowania obywateli – zachęcać ich do kupowania treści bądź korzystania z serwisów, w których kontent (content) dostępny jest w ramach abonamentu bądź usługi „na żądanie”; w mojej ocenie niebywale istotne jest przedstawianie obywatelom korzyści płynących z legalnego korzystania z treści (lepsza jakość i dostępność, wartości dodane itp.). Można ponadto rozważyć wprowadzenie specjalnego tagu (np. META) określającego rodzaj licencji, na jakiej dostępne są: poszczególne pliki, całe strony internetowe oraz pojedyncze utwory.
- Serwisy udostępniające treści w ramach abonamentu podpisywałyby umowy z organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi bądź bezpośrednio z twórcami (wybór należałby do nich) – w ten sposób zyskaliby prawo do dystrybucji treści na danym terenie. Do ich obowiązków należałoby prowadzenie zbiorczych statystyk wykorzystania utworów (w szerokim rozumieniu prawa autorskiego). W oparciu o te dane należności wypłacane byłby bezpośrednio twórcom bądź przekazywanie wraz z ustaloną opłatą (procent od przychodu z tytułu opłat abonamentowych) organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, która dokonywałyby podziału otrzymanych środków stosownie do ich wykorzystania w danym serwisie. Ponownie znika problem naruszenia prywatności użytkowników, ponieważ dane dostarczane byłyby w postaci zbiorczej. Korzystanie z utworów możliwe byłoby tylko w ramach danego serwisu, chyba że serwis udostępni możliwość kupienia i pobrania egzemplarza danego utworu – wówczas użytkownik zyskałby niezależność w kwestii przechowywania danego utworu, a serwis nie uwzględniałby jego otworzenia w statystykach, o których była mowa wcześniej.
- Serwisy decydujące się na dystrybucje treści w modelu „na żądanie” wypłacałyby należność (twórcom bądź stosownym organizacjom zbiorowego zarządzania prawami autorskimi) za każde odtworzenie utworu. Podobnie w przypadku zakupu stałej licencji.
- Serwisy dystrybuujące treści oraz organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi musiałby działać w sposób transparentny, np. jako spółki prawa handlowego. Możliwe, że dobrym pomysłem na walkę z potencjalnymi nadużyciami byłoby wprowadzenie obowiązku przeprowadzania cyklicznego audytu.
- Twórcy, zwłaszcza oprogramowania i utworów o podobnym charakterze, będą mogli (i niektórzy już to czynią) udostępniać utwory w oparciu o własne platformy – wówczas forma ich działalności mogłaby być dowolna, ponieważ nie reprezentują zbiorowego interesu. Dodatkowo, by ochronić ich interesy, można by wprowadzić powszechny zakaz rekompilacji kodu – mianem otwartego oprogramowania określałoby się takie, którego kod źródłowy zostanie udostępniony przez twórcę.
- Treści stworzone wyłącznie w oparciu o dotacje publiczne powinny być rozpowszechnianie na otwartej licencji (jako domena publiczna) – dla przykładu: film powstały w oparciu o środki Ministerstwa Kultury został już opłacony przez polskich podatników, zatem w kinach koszt obejrzenia takiej produkcji powinien być ograniczony do kosztów jego wyświetlenia, a w internecie powinien być dostępny za darmo. Problem: zasady dostępności produkcji finansowanych zarówno ze środków publicznych, jak i prywatnych.
- Utwory (w szerokim rozumieniu prawa autorskiego – w tym oprogramowanie) mogą być wykorzystane w celach edukacyjnych za niewielką, ujednoliconą opłatą – np. 5% ceny rynkowej. Dlaczego jest to i tak jest w interesie twórców? Przedstawię problem na przykładzie oprogramowania komputerowego: Prawdopodobieństwo zakupu licencji komercyjnej jest niemal wprost proporcjonalne do liczby osób znających zasady obsługi danego programu. Koszt zakupu licencji edukacyjnej mógłby być wliczony w koszt studiów/ szkolenia (podobnie jak w przypadku oprogramowania Microsoftu dostępnego w ramach MSDNAA).
W wielu wypadkach moje pomysły nie są odkryciem Ameryki, a wręcz w jakimś stopniu już funkcjonują (np. serwisy udostępniające treść w modelu abonamentowym, licencje edukacyjne). Zauważcie jednak, że zazębiają się i niemal całkowicie niszczą pojęcie piractwa, przy jednoczesnym – jak podejrzewam – znacznym zwiększeniu przychodów twórców. Przedstawione propozycje nie uderzają także w internautów – zyskują oni spokój i niczym nieskrępowany dostęp do dóbr kultury, za raczej niewielką dodatkową opłatą (wzrost kosztów dostępu do internetu o proponowane 5% to w przeliczeniu maksymalnie kilka złotych).
Prawa autorskie w zakresie obejmującym tylko firmy i instytucje
- Przyspieszenie rozpatrywania pozwów sądowych, np. poprzez stworzenie wyspecjalizowanych jednostek w ramach sądów gospodarczych (te sprawy, mimo że często są bardzo proste – ktoś miał licencję albo nie – ciągną się miesiącami lub latami). Jednocześnie zmiana przepisów prawa, by np. zabezpieczane były obrazy dysków, a nie cały sprzęt, bo to przecież podcina skrzydła firm działających legalnie.
- Upowszechnienie instytucji certyfikujących legalność oprogramowania używanego w firmie – koszt przeprowadzenia audytu ponoszony byłby przez twórców (np. jako gratis przy zakupie oprogramowania) bądź przez firmę. By posiadanie legalnego oprogramowania stało się trendy i stanowiło zachętę dla klientów danej firmy, niezbędne byłoby przeprowadzenie szerokich i cyklicznych akcji promocyjnych, realizowanych przez konsorcja przedsiębiorstw tworzących oprogramowanie – być może wówczas firmy chwaliłyby się posiadanymi certyfikatami i tym samym służyły przykładem i gwarantowały bezpieczeństwo swoim klientom.
- Stopniowe odchodzenie od licencji pudełkowych ku licencjom dostępnym jako usługa (co już się dzieje). Takie podejście zmniejsza koszty wejścia na rynek i daje nieskrępowany dostęp do aktualizacji, co z kolei podnosi konkurencyjność i innowacyjność. Niestety, w mojej ocenie firmy, które oferują licencje w modelu software as a service, domagają się zbyt wysokich opłat.
- W przypadku praw patentowych do pomysłów, koncepcji, technologii ważnych dla rozwoju społeczeństwa (np. filtr sektorowy) – skrócenie obowiązywania ochrony prawnej. Dla przykładu: przy rejestracji patentu firma z określonego sektora otrzymałaby zapowiedź ryzyka odmowy przedłużenia ochrony prawnej. Być może dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie mechanizmów zachęcających do szybkiego odsprzedania licencji innym podmiotom (np. zwolnienie z podatku przychodu od takiej transakcji). Inną koncepcją, która przychodzi mi na myśl, jest wprowadzenie dotacji publicznych dla firm tworzących rozwiązania udostępniane później w formule public domain.
- Uiszczanie opłat za wykorzystanie utworów artystycznych w odniesieniu do przychodów oraz stopnia ich wykorzystania – dotyczyłoby to firm korzystających z tego typu treści w celach komercyjnych.
- Szeroka możliwość zakupu utworów (w rozumieniu prawa autorskiego) stanowiących komponenty dla dzieł (w rozumieniu prawa autorskiego) na internetowych platformach (to już funkcjonuje – w tej formule działają np. tzw. stocki ze zdjęciami). Obecnie wiele firm nie jest świadomych, że np. zamieszczając podkład muzyczny w filmie z wesela, łamie prawo. Odpłatność za możliwość wykorzystania utworu powinna być możliwie symboliczna (obecnie bywa tak, że płaci się bajońskie sumy).
Na tej płaszczyźnie nie zaproponowałem absolutnie żadnej rewolucji. Jednak materia w tym miejscu jest wyjątkowo trudna – brakuje mi pomysłu na to, jak skutecznie domagać się od firm, by np. tworząc strony internetowe korzystały z legalnego oprogramowania oraz komponentów. Tego typu działania nie są tak dotkliwe dla licencjodawców, jak dla firm konkurujących z przedsiębiorstwami niedysponującymi stosownymi prawami – mają wyraźnie niższe koszty i w ten sposób psują rynek…
Ochrona prywatności
- Monitorowanie działań użytkownika w internecie powinno być możliwe tylko po wydaniu stosownej decyzji przez właściwy sąd. Liczba osób objętych monitoringiem powinna być jawna i na bieżąco aktualizowana. To samo powinno dotyczyć korzystania z innych usług telekomunikacyjnych.
- Użytkownicy powinni być świadomi, jakie skutki niesie przebywanie i rejestracja w danym serwisie. Nie czarujmy się – prawie nikt nie czyta regulaminów korzystania z witryn internetowych, w tym obowiązującej na nich polityki prywatności. Dlatego za zasadne uważam wprowadzenie np. tagu META określającego zasady korzystania z serwisu, który następnie obrobiony byłby przez przeglądarkę (dla użytkownika dane te mogłyby być dostępne „pod” dodatkową ikonką znajdującą się na pasku adresu). Dodatkowo w czasie rejestracji najważniejsze kwestie powinny być wypunktowane:
- Czy dane przekazywane są podmiotom trzecim (np. domom mediowym w celu lepszego targetowania reklam)?
- Czy i w jakim stopniu serwis może wykorzystywać udostępnione dane (np. do stworzenia spersonalizowanych reklam)?
- W jaki sposób dane są chronione? (By uprościć sprawę: czy serwis posiada jakieś (jakie?) certyfikaty potwierdzające bezpieczeństwo przechowywanych danych?)
Zmiana polityki prywatności powinna następować nie wcześniej niż po 30 dniach od momentu poinformowania użytkowników o planowanych zmianach.
- Instalowanie bez wiedzy użytkownika oprogramowania śledzącego jego poczynania (w tym tracking cookies) powinno być zabronione – użytkownik powinien być świadom tego, że jego poczynania są wykorzystywane np. w celu lepszego dopasowania reklam (co samo w sobie nie jest złe, bo skoro już muszę oglądać reklamy, to niech odpowiadają moim zainteresowaniom – moja skromna opinia ;)).
- Użytkownicy powinni mieć prawo pobrania (wglądu do) wszystkich swoich danych, jakie zgromadzone są na serwerach danego serwisu, a przynajmniej – możliwość żądania skasowania wszystkich danych osobowych. Obecnie nie wszystkie serwisy stosują się do tego typu próśb.
Podsumowując, kolejny raz nie proponuję radykalnych zmian, a jedynie powszechne stosowanie się do reguł, które zaczynają być standardem. Tym, co może być trudne do wprowadzenia, są dodatkowe funkcje wbudowane w przeglądarkę internetową, pomagające nam lepiej dbać o ochronę naszej prywatności oraz danych osobowych.
Przykładowe przyciski związane z ochroną prywatności i praw autorskich, umieszczone na pasku adresu w przeglądarce internetowej
Dwa słowa na koniec…
Niestety, wpis blogowy jest formą niewystarczającą to tego, by w sposób wyczerpujący przedstawić moje pomysły na uporządkowanie obu kwestii. Zresztą nie czarujmy się – gdyby ten wpis był bardzo długi (choć chyba i tak jest?), nikt by go nie przeczytał. Dlatego proszę Was, abyście przedstawione tu idee traktowali jako źródło inspiracji, jako kolejny głos w debacie o ACTA i o powiązanych z tą kwestią sprawach.
Pamiętajcie też, że nie jestem ani prawnikiem, ani najmądrzejszą osobą na sali. Mam świadomość, że przedstawione pomysły bardzo często wymagają uregulowań na szczeblu międzynarodowym, a niektórych z nich wręcz nie da się uregulować – można je zaliczyć do zbioru dobrych praktyk, których przestrzeganie na wpływać na stopniową zmianę XX-wiecznej mentalności. Myślę jednak, że idee zawarte w tym wpisie są w miarę sensowne i mogą stanowić pewną pomoc w czasie prac nad nową, sensowniejszą wersją ACTA.
Wszyscy jesteśmy internautami, przedstawiciele twórców, rządu i korporacji także – zatem stworzenie dobrego prawa jest w interesie nas wszystkich.
Na koniec mały prezent dla tych, którzy dobrnęli aż tu:
Wpisy związane z poruszonym tematem (odnośniki zewnętrzne)
- Możecie dla chwili wytchnienia przeczytać 10 rzeczy, które Ewa Lalik wyniosła z debaty o ACTA oraz podsumowanie debaty dokonane przez Przemka Pająka.
- Swoje spojrzenie na wczorajszą debatę zaprezentował także Rafał Pawłowski oraz Paweł Baranowski.
- Coś, co szczególnie może Was zainteresować – propozycje pytań, jakie można zadawać w sprawie ACTA. Nie wszystkie są aktualne, ale na pewno mogą posłużyć za inspirację :)
- Informacje na temat ACTA opracowane przez Fundację Ponoptykon i dla równowagi – informacje rządowe (MKiDN). Swoją bazę odnośników do materiałów wartych uwagi przygotował także Piotr Waglowski.
- Analizą ACTA zajął się także jeden z użytkowników Wykopu.